Z
supergrupami muzycznymi sprawa wygląda tak, że ich członkowie należą zazwyczaj
w tym samym czasie do swoich macierzystych formacji. Fakt ten dotyczy także
muzyków tworzących zespół Flying Colors występujących na co dzień w Alpha Rev
(Casey McPherson), Neal Morse Band (Neal Morse), Deep Purple (Steve Morse),
Sons of Apollo, The Winery Dogs (Mike Portnoy), oraz współpracują z innymi
muzykami (Dave LaRue).
W
związku z tym, że wymienieni wyżej dzielą swój czas pomiędzy dwie, a nawet (w
przypadku Portnoy’a) trzy formacje, odstęp pomiędzy ich wspólnymi spotkaniami,
a co za tym idzie wydawanymi albumami, w zrozumiały sposób nieco się wydłużył.
I
dlatego właśnie trzeci w dyskografii Flying Colors album zatytułowany „Third
Degree” ukazał się pięć lat po swoim poprzedniku, a dokładnie 4 października
2019 roku.
Już
przed tą datą fani supergrupy mogli przekonać się że longplay będzie miał
progresywno rockowe tło, wzbogacone rozmaitymi elementami charakterystycznymi
dla różnych stylów muzycznych. Wnioski takie można wysnuć po odsłuchaniu
utworów singlowych, z których pierwsza kompozycja zatytułowana „More” wręcz
hipnotyzuje syntezatorowym podkładem i sposobem śpiewania Casey’a McPhersona.
Kolejną zapowiedzią albumu została piękna ballada „You Are Not Alone” napisana
po przejściu przez Texas, rodzinne miasto McPhersona, huraganu Harvey.
Singlowym reprezentantem „Third Degree” został także przywodzący na myśl
twórczość zespołu The Beatles pogodny utwór „Love Letter”, a jako ostatni
zwiastun, na kilka dni przed ukazaniem się całości usłyszeliśmy dynamicznie
przetaczający się zmianami tempa „The Loss Inside”.
Już
te cztery utwory sprawiły, że moja sympatia do trzeciego albumu Flying Colors
rosła z każdym kolejnym ich przesłuchaniem. I jak okazało się dość szybko, pięć
lat oczekiwania na nową muzykę opłaciło się z nawiązką. Amerykanie dostarczyli
nam bowiem mnóstwa pozytywnych wrażeń, a odkrywanie kolejnych utworów było
niczym odbywanie podróży do ekscytujących muzycznych krain wypełnionych
basowymi liniami w wykonaniu Dave’a LaRue w „Guardian” i „Geronimo”, gitarowymi
melodiami wyróżniającymi się w „Last Train Home” i harmonijnie współgrającymi z
syntezatorowym tłem w „Cadence”, a także klawiszowymi partiami
pojawiającymi się w zamykającym podstawową wersję albumu utworze „Crawl”.
Nie
da się ukryć, że longplay „Third Degree” to dzieło odważne, zarówno
aranżacyjnie (różnorodność brzmienia), kompozycyjnie (przyciągające uwagę
partie instrumentów), a także pod względem długości – zespół Flying Colors
oddał w nasze ręce ponad sześćdziesięciominutowy zestaw zawierający tylko
dziewięć utworów, ale za to długich i w progresywny sposób złożonych. I chociaż
nie jest to muzyka łatwa w odbiorze, a taka której trzeba poświęcić nieco
więcej czasu, to jestem przekonana, że znajdzie grono odbiorców, którzy z
pewnością docenią jej urok. Polecam.
Okładka: https://en.wikipedia.org/wiki/Third_Degree_(Flying_Colors_album)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz